środa, 13 lutego 2013

Maja ......

Chociaż jak pisałam sceptycznie już podchodzę do wirtualnych znajomości , czy jakichkolwiek więzów, które trudno nazwać , to jednak serce moje się raduje jak dostaję wiadomości na pocztę , bo znaczy to że zrodziła się namiastka koleżeństwa .....choć jak patrzę na niektórych blogach na jakieś loga pt. blogowa przyjaźń to mam bardzo mieszane uczucia....

Aby  nie wzbudzać niepotrzebnych domysłów i  nie mnożyć teorii mojego spadku formy psychicznej , fizycznej  muszę podzielić się z Wami złą nowiną , otóż dwa tygodnie temu odeszła Maja ....ptak od którego zaczęła się nasza hodowla , oraz zamiłowanie do tych zwierząt .
Oczywiście  nie odeszła od razu , chorowała  wcześniej , mimo  wizyt u weta nie szło do końca zdiagnozować choroby , gdyż prawda jest taka że na ptactwie mało kto się zna , dostaliśmy standardowe lekarstwa i pomimo leczenia niestety skończyło się źle .
Do końca  wierzyliśmy że będzie dobrze , miała apetyt , wychodziła z woliery ....choć minęło  już trochę czasu , bardzo mi trudno , nawet Julek ją opłakiwał wydawał z siebie odgłosy , które wcześniej nie było nam dane słyszeć , takie zawodzące , do dziś snuje się smętnie w wolierze .

Po Mai została nam Sally , młoda pawica ciekawa świata , chodząca za nami jak piesek , po Mai zostały zdjęcia , wpisy na moim blogu odnośnie  jej charakteru , który niewątpliwie miała zołzowaty , lubiła rządzić do momentu jak  jej się zwykła kura postawiła ....wspomnienia , wszyscy byliśmy poruszeni jej odejściem , zostanie  na zawsze w naszej pamięci bo to ona  zapoczątkowała  naszą niezwykłą jak na miejskie warunki hodowlę .....chciałam zrobić kiedyś posta o tym skąd się Maja wzięła tytuł miał być TAJEMNICA MAI , może kiedyś o tym napiszę ...

Te zdarzenie smutne uruchomiło coś we mnie że czuję wielki żal , smutek , apatię , mieliśmy w ubiegłym tygodniu pewien incydent , otóż tatuś po wyjściu z wypożyczalni , wraz z synem , weszli ni z gruszki , ni z pietruszki do nowej woliery , gdzie jest bażant złoty .....w celu  pozyskania  pióra ogonowego , mieli wielkie szczęście że ptaki nie uciekły , że wyszedł do nich mój mężuś , i skończyło się tylko na lakonicznym tłumaczeniu ,ja dowiedziałam się o tym wieczorem , bo jak bym to zobaczyła to wolę nie pisać co bym zrobiła widząc faceta próbującego dorwać wystraszonego bażanta .

Tym samym kończąc pisać przydługiego posta żegnam się z Wami , na parę dni , no zmuszam się do pakowania bo już jutro jedziemy w góry , w te samo miejsce od 12-tu lat , czyli do Hanki w Pieniny .
Może zmiana klimatu , wpłynie na mnie pozytywnie ....jak wrócę z pewnością dam znać , laptop zostaje w domu, wiec do Was też nie zaglądnę .

Jeszcze trochę totalnej prywaty , bez owijania w bawełnę  proszę  oczywiście  chętnych aby  zrobili klik na obrazek w prawym górnym rogu , gdzie jest czarownica i weszli na  mój drugi blog , który prowadzę wraz z Panterą  i poczytali o co tam chodzi , oraz  najlepiej dodali się do obserwatorów , żeby jak przyjadę aby 10 -doszła :)

Pozdrawiam Wszystkich sympatyków  mojego bloga i żegnam na te parę dni :) Ilona

Zdjęcie przedstawia oczywiście Maję i Julka :)